W Fajce Pokoju o edukacji seksualnej

Wczoraj wieczorem byłam na nagraniu Fajki Pokoju.
Dzisiaj program ma być wyświetlany w telewizji Polsat News. W internecie pojawi się pewnie lada dzień. Jednym z tematów była edukacja seksualna – czy należy, czy w przedszkolu to nie za wcześnie, a w piątej klasie nie za późno.
Moje zdanie na ten temat na pewno znacie – edukacja jest potrzebna w każdym wieku, edukacja seksualna również, nawet jeszcze przed przedszkolem. Wszak jej elementem jest na przykład przekazanie dziecku, jak się nazywają poszczególne części ciała – Penis czy siusiak? Wagina czy cipka? (to swoją drogą temat na kolejną długą rozprawkę – jak bardzo nasz język jest ubogi w tym zakresie). Jeśli dziecko chce się dowiedzieć, skąd się biorą dzieci, to wydaje się, że rodzice są najlepszym źródłem informacji, tak samo, gdy pyta o to, czy trzeba mieć męża, żeby mieć dzidziusia. Jedni rodzice odpowiedzą, że trzeba, inni, że to nie jest obowiązkowa opcja, i myślę, że nie ma co się upierać przy jednolitej wersji – każdy z nas ma swoje poglądy i zgodnie z nimi chce wychowywać swoje dzieci. Warto zapewne dzieci uświadamiać, że „ludzie są różne” i że to, co dla mnie jest ważne, dla kogoś innego może być kompletnie nieistotne, ale takie podejście nie dotyczy wyłącznie edukacji seksualnej, wręcz przeciwnie.
Wracając do siusiaków i cipek, jestem za jak najwcześniejszym wprowadzeniem rozmów o seksie do tematów dozwolonych. Zostałam wychowana w rodzinie, w której sprawy seksualne i intymne były tematem tabu, w ramach edukacji seksualnej dostałam książkę i niestety niewiele więcej, więc świadomie postanowiłam nie powielać tej postawy z własnym synem. Od samego początku przyjęłam jednak zasadę, której się wiernie trzymałam – odpowiadam TYLKO na wyraźnie zadane pytanie. Właśnie po to, żeby nie zarzucić dziecka zbędnymi szczegółami technicznymi (dzieci się biorą z brzucha mamy, z połączenia jajeczka mamy i plemnika taty, a niekoniecznie od razu o tym, że tata musi włożyć penisa do cipy mamy).
Jestem przekonana, że do pewnego wieku dzieci wiedzą, jak sobie dawkować wiedzę o świecie (warto by było kiedyś poszukać badań na ten temat). W moim systemie wartości najważniejsze było to, żeby na zadane pytania odpowiadać i nigdy nie mówić, że jakieś pytanie jest bezsensowne, lub że Młody jest za mały, żeby się dowiedzieć. To nieraz wymaga niezłej ekwilibrystyki słowno-kreatywnej, ale dzięki temu – wydaje mi się – moja więź z synem budowała się w oparciu o szczerość i prawdziwość. Natomiast dziecko, które raz usłyszy, że jakiegoś pytania nie powinno zadawać lub zobaczy zażenowany śmiech albo wręcz zdenerwowany krzyk w reakcji na swoją ciekawość, z pewnością dwa razy się zastanowi, zanim ponownie o coś zapyta. Ja wolę traktować pytania dzieci z należytą powagą i wspierać ich w poznawaniu świata.
A edukacja seksualna w szkole? Wiem, że są rodzice, którzy nie pozwalają dzieciom uczestniczyć w takich zajęciach i zawsze zastanawiam się, czym się kierują? Czy w miejsce zajęć, w czasie których dziecko może przyswoić cały aparat pojęciowy dotyczący spraw seksualnych, otrzymać odrobinę informacji na temat tego, co jest zdrowe i zgodne z normą, a co już poza tę normę wykracza, a także może zadać sto tysięcy nurtujących go pytań, ci zabraniający rodzice potrafią przekazać odpowiednią wiedzę swoim dzieciom? Jeśli tak, to oczywiście nie ma problemu. Jeśli jednak nie umieją otwarcie rozmawiać o trudnych – bądź co bądź – tematach albo nie wszystko wiedzą, to czemu nie dają swoim dzieciom szansy na rozwój i na obalenie podwórkowych mitów o tym, że np. w czasie okresu nie ma szans na zapłodnienie, a przeciętny penis ma 20 cm długości. W spoczynku, rzecz jasna.
Może ci rodzice nie ufają, że przekaz szkolny będzie zgodny z ich postawami etyczno-religijnymi? Bardzo prawdopodobne. Ale w takim razie, czemu pozwalają dziecku pozostać w szkole, która nie przekazuje właściwego systemu wartości? Nie potrafię tego zrozumieć – gdy sama wybierałam placówkę edukacyjną dla mojego dziecka, to właśnie system wartości wychowawczych i etycznych szkoły i jej pracowników był dla mnie jednym z podstawowych kryteriów. Przecież postawy moralne są przekazywane nie tylko w czasie zajęć z edukacji seksualnej, ale również na zajęciach z przyrody, na boisku, w czasie wycieczek szkolnych i wszelkich wyjść, a także przez zwykłe reakcje na niewłaściwe zachowania i słowa, lub bolesny brak takich reakcji. Jeśli więc niektórzy rodzice nie ufają szkole, jak mogą jej powierzać swoje dzieci?
Zwłaszcza, że potrzeba całej wioski, żeby ukształtować człowieka.
Jestem przekonana, że urodzenie i wychowanie dziecka jest jednym z najważniejszych zadań ludzkich, a na pewno najtrudniejszych. Warto się do tego przygotować, bo konsekwencje błędów bywają bardzo bolesne. Warto też podejść do rodzicielstwa odpowiedzialnie i w odpowiednim momencie. Ciężko mi więc zrozumieć, czemu niektórzy rodzice nie chcą dać swoim dzieciom szansy, aby te kiedyś same stały się fajnymi rodzicami. Wiedza przecież nie boli.
O. Mniej więcej to chciałam powiedzieć w telewizji.
Dobrego seksu Wam życzę!
Grafika pobrana ze strony: http://www.flickr.com/, autor: Rolands Lakis
Tagi: *edukacja seksualna, *lumpiata w mediach, *seks
Trackbackuj ze swojej strony.